-
Księgarnia (I)
Data: 24.06.2023, Kategorie: koleżanka, Zdrada miłość, śmierć, Autor: XXX_Lord
... nią stało, ceniła sobie życie nade wszystko. Pogrzeb odbędzie się w środę. Do tego czasu zostanie wykonana sekcja zwłok, aby ustalić przyczynę jej śmierci. Na myśl o tym, że będzie ją kroił rzeźnik z prosektorium robi mi się niedobrze i chwilę później zwracam zawartość żołądka w toalecie. W zasadzie to nie mam czego zwracać, więc po prostu klęczę nad muszlą, płacząc i wymuszając wymioty. W końcu osuwam się na podłogę, zwijam w kulkę i wyję. Z żalu, bólu po jej stracie i wszystkich negatywnych uczuć oraz pretensji, które roszczę wobec niesprawiedliwości świata, Boga i losu. Tak mijają kolejne dni. I tygodnie. Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci była wrodzona wada serca, której nie wykryto w trakcie badań. Najważniejszy obok mózgu organ przestał pracować. Zatrzymał się i już nie ruszył. W pracy pojawiam się po miesiącu. Wcześniej Radek był u mnie kilka razy, rozmawiał ze mną i prosił, żebym wrócił jak najszybciej. Nie byłem w stanie. Myśl, że miałbym pracować napawała mnie obrzydzeniem. Jedyne, na co miałem siłę to apatyczne wpatrywanie się w okno przez cały dzień. I bezsenne noce. Kolejna sobota upłynie mi w samotnym oglądaniu telewizji. Upiję się, żeby zasnąć, mam ...
... dość faszerowania się prochami nasennymi, kac w kolejnym dniu da mi odczuć, że żyję. Choć przez chwilę będzie bolało mnie co innego, niż dusza i serce. Kwadrans po dwudziestej jestem już solidnie nagrzany. Opróżniłem z gwinta jedną trzecią litrowej butelki wódki, mam zamiar wlać w siebie tyle, ile będzie potrzeba. Tyle, żeby urwał mi się film. Kiedy w przedpokoju rozlega się dzwonek do drzwi początkowo sądzę, że mam majaki alkoholowe. Ale powtórny dźwięk, świdrujący w moich bębenkach wyprowadza mnie z błędu. Kogo do cholery niesie o tej porze? Pewnie upierdliwy sąsiad, albo jakiś inny jełop. Nie mam najmniejszej ochoty na jakąkolwiek konwersację, ale ten ktoś jest uparty i dzwoni po raz trzeci. I czwarty. - Kurwa mać. – Klnę w głos podnosząc się z trudem z kanapy. Kręci mi się w głowie i jestem już konkretnie nachlany. Podpierając się o ścianę, powoli docieram do przedpokoju i przeciągam wajchę w zasuwie. Otwieram drzwi. Moim oczom ukazuje się... Właściwie nie wiem, jak to określić. Mam omamy alkoholowe albo zaczynam wariować. - Martuś? Kochanie? – Mój własny głos dociera do mnie jak zza ściany, po czym osuwam się na podłogę i odpływam w nicość. KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ