Kontener
Data: 10.10.2019,
Kategorie:
stara,
obsesja,
seksoholizm,
zbiorowy,
pies,
Autor: DwieZosie
... się ze wstydu.
Wzruszyłam ramionami, uśmiechnęłam się, licząc na to, że da mi wreszcie spokój.
- Masz chwilkę? Chciałbym na słówko...
- Później, może później, mam dużo roboty – Zbywałam go, sięgając po łopatę, pierwsze lepsze narzędzie, jakie akurat leżało w pobliżu.
Ktoś obok odpalił hałaśliwy agregat, a ja znowu pomyślałam o Anecie. O tym, jak w którymś momencie padła bez sił i zaczęła straszliwie chrapać.
W tamtej chwili Dima też już tracił wszelki zapał. A jednak nie pozwalałam mu wyjść. Obciągałam jego przykurczonego, zmęczonego fiuta. Trzepałam go brutalnie, wymuszając kolejną i kolejną erekcję.
Wziął mnie jeszcze trzy razy. Za każdym razem, coraz mocniej zaniepokojony przebiegiem wydarzeń. To, że ciągle nie miałam dość musiało być dla niego zupełnie niezrozumiałe.
W przeciwieństwie do Anety, pilnowałam uważnie, by nie tryskał w przewody rodne. Kończył na mojej twarzy i brzuchu, choć w tym przypadku słowo „kończył” traciło swe zwyczajowe konotacje. Pod koniec tej szaleńczej jazdy jego jądra były już kompletnie puste, zaś wytrysk oznaczał pojedynczą, miniaturową kroplę, z trudem przeciskającą się przez nasieniowód.
Kiedy do reszty spompował się z sił i zaczynał przysypiać u mojego boku, wsadziłam sobie jego rękę do krocza. Z jej pomocą, doprowadziłam się do kolejnego, czwartego już orgazmu.
Dopiero o bladym świcie poczułam oznaki spełnienia. Przysypiałam z włosami posklejanymi od spermy, cała cuchnąca i lepka od ludzkich wydzielin. Koniec ...
... końców osiągnęłam poziom Anety, a niewykluczone, że zeszłam jeszcze niżej.
Wychodziło na to, że moje potrzeby seksualne były dla mnie kompletną tajemnicą. Dotąd musiałam tłumić je w sobie, ignorować bez udziału świadomości.
Przez cały dzień Aneta zdawała się patrzyć na mnie z lekką rezerwą. Podejrzewałam, że w jej mniemaniu posunęłam się o jeden krok za daleko. Moja wczorajsza eskalacja chuci przerosła wszelkie dopuszczalne normy w temacie erotyki albo zwyczajnie uznała ją za ciężkostrawną.
Wcześniej byłam ignorowana jako cicha myszka czy wręcz pokutnica, a teraz będę ignorowana jako ta nadpobudliwa, zboczona dziwka.
- Słuchaj, chciałbym jednak z tobą porozmawiać. To delikatna sprawa... - Tymi słowami Krzysztof ponowił próbę konwersacji.
Nie miałam śmiałości, by dłużej odmawiać mu swojego czasu. Kiwnęłam głową, czekając na jakieś niesłychane rewelacje w rodzaju: „narzeczona myśli, że ją zdradzam” albo „odkryłem korelację między powieściami Bunina a filmami Eisensteina!”.
- Ale nie tutaj – powiedział, oglądając się nerwowo za siebie.
Poszliśmy do jego auta. Krzysztof długo nie potrafił wyznać, co mu leżało na wątrobie. Sięgnął po termos i z namaszczeniem napełnił kawą plastikowe kubeczki. Po chwili majstrował przy ustawieniach ciepła w aucie, uruchamiając jakieś dodatkowe dmuchawy.
- No więc...? - ponagliłam go.
- Katja, posłuchaj, mamy pewien kłopot – stwierdził grobowym tonem. - Wczoraj wieczorem, kiedy wróciłem do hotelu, portier rzucił jakąś uwagę na ...